piątek, 30 października 2015

Rozdział XII- LAS VEGAS Miasto Grzechu



Cześć:)
To, że ostatnio latam jak wariatka i próbuję wydłużyć dobę o kilka dodatkowych godzin, nie oznacza, że zapomniałam o blogu i moich wspaniałych podróżach, i jeszcze wspanialszych czytelnikach! :)


Naszą podróż na blogu skończyliśmy w Yosemite National Park, gdzie podziwialiśmy piękno natury, robiliśmy zdjęcia na tle wodospadów, które wyschły:D i zbieraliśmy siły na nieziemskie imprezy :)



Wprost z tego magicznego miejsca pojechaliśmy do jeszcze bardziej magicznego, ale juz pod innym względem VEGAAAS!!! :)

I chociaż muzyczkę na wjazd mieliśmy zacną, to wjechaliśmy jakoś tak od dupy strony i szału nie było:D

Las Vegas nazywane jest MIASTEM GRZECHU. 
Mieliśmy tam aż 3 noce w cudownym Mariottcie więc nie było nawet mowy, żeby nie wykorzystać każdej minuty z nocnego życia Vegas!

Z czego słynie Vegas?
No, wiadomo, z kasyn.

Kasyna są kwintesencją całego miasta. Nie oglądałam wcześniej zdjęć w necie bo wole wszystko sama zobaczyć na własne oczy i to co zobaczyłam było mega niesamowite!
Każde kasyno to inna atrakcja turystyczna na całym świecie.
Hotel Kasyno Venezia, z gondolami dookoła obiektu i na jednym z pięter.
Hotel Bellagio z niesamowitym pokazem tańczących fontann.
Hotel Caesar, w którym kręcili Kac Vegas, w którym są starożytne posążki (do hotelu można się włamać po pijaku udając gościa:D).
Statua Wolności, Wieża Eiffla, Łuk Triumfalny, Egipskie Piramidy, Pałace wprost z Disneylandu- i wszędzie w środkach kasyna! A kasyna też nie byle jakie- eleganckie, luksusowe, a tam taka Wakuła z Polski :D



Główną ulicą jest Las Vegas Boulevard, zwane też The Strip. Oczywiście największy urok ma w nocy! Przebierańcy na ulicach, półnagie laski, uśmiechnięci bezdomni, i Ci wszyscy przystojniacy :D zdecydowanie magiczne miejsce!

Oprócz tego- Fremont. Mieści się w Starym Centrum Vegas. Absolutnie fascynujące miejsce! Nad ulicą wybudowana została potężna konstrukcja, jakby dach cyfrowych wyświetlaczy, taki kurna telebim nad cała półkilometrową ulicą!:D Wyświetlają tutaj różne animacje oraz filmy zmieniające się w zależności od muzyki:) Całe Fremont jest niesamowite, są darmowe koncerty, ludzie bawią się tak jak gdyby jutro mieli umrzeć, n i e s a m o w i t e :)



PS. Jak zdobywać Las Vegas to tylko z takimi ludźmi jak Wy <3
Pozdrawiam Karola Ewela Piotr :****


Ahaaaaaaa, i Vegas to jest to miejsce, w którym jakimś cudem nie wiem do dzisiaj jakim, zepsuła mi się noga :( No ale Vegas to Vegas! <3
Harley Davidson, bar muzyczny

Ze statuą wolności w tle :)

Tu mamy Egipt

Tu mamy Ceasara i jeno z moich ulubionych zdjęć z Vegas :)


Tu mamy sesje z Mariotta:D Oczywiście najlepsze dupy w Vegas!:D

główna ulica nocą Las Vegas Boulveard

Moje ulubione- Fremont Street i telebim na całej jej długości :)

Uśmiechnięci, zadowoleni z życia bezdomni

Vegas Blvd



Ruchome schody zamiast pasów.
Tak tez można:D

Sławetne Caesars :)
Udało nam się nawet wejść w część hotelową pod znacznym wpływem bąbbelków:D
Niektórym udało się nawet zabrać część hotelu na pamiątkę :D I to nie byłam ja! :D

Rzym.
Ja nie wiem po co ja zwiedzałam Europę, jak tu cała Europa za darmo! :D

Wakuła w końcu znalazła wodospad! Sztuczny, ale przecież nie widać nie?:D
Tak tak to jedna z atrakcji hotelu- kasyna. 


A z Panem to my się już dobrze poznaliśmy:)
Mówiłam, że lubię wyższych nie:D

Egipt Kasyno :)


Widok z okna!!!!!!!!!!!!!! <3 <3


Jak gdzieś jechać to tylko z takim wariatem z tyłu ! :D <3 

My na światowym poziomie:)
Jeszcze.... :D


Panoramki z naszego hotelu


Poranki na basenie hotelowym. Wieczory w kasynach:D
Bo można!

Pokaz tańczących fontann w Hotelu Bellagio. Mistrzostwo! I muzyka przednia

Kac Vegas oglądane w Vegas, czyli nastrajając się przed włamaniem do Caesara:D


Kasyno z góry. Ale które.. no nie pamiętam popatrzcie:D

Tysiąc pięćset rodzajów M&Msów :P



Kasyno rodem z Disneyland :)







Jacuzzi w sypialni <3



No i to już na wykończeniu bo...


LAS VEGAS NIE ŚPI
CZUWA
CZY GODZINA 2, 4 CZY 8 RANO
W LAS VEGAS NIE MA SPANIA!
Polecam- Wakuła :)


Wstawiam pierwszy filmik w życiu
4 minuty
Tańczące fontanny
I muzyka, którą kocham <3

https://drive.google.com/file/d/0B5NGrWA3rOXEcmxLUm45a2VIRFk/view?usp=sharing

i jeszcze jeden, muzyka popowa, i nie skrócony ale już nie mam czasu na wszystko :(

https://drive.google.com/file/d/0B5NGrWA3rOXESkxTd3hPZGc2TDQ/view?usp=sharing


Daj znać jak podoba Ci się VEGAS Miasto Grzechu i bankructwa :D







piątek, 16 października 2015

Mój TEAM, czyli jak cztery niezależne osoby zaczynają patrzeć w jednym kierunku :))



Skoro moją Lidkę interesują takie sprawy organizacyjne, "zza kulis", to może kogoś też:)
Generalnie dla ludzi, którzy tak jak ja wyjechali z danymi programami, wszystko wyda się banalne, ale w sumie dla kogos kto ogląda tylko zdjęcia, te nasze "banalne wszystko" może wydać się nieosiągalne.

Tak więc po 1. WSZYSTKO JEST OSIĄGALNE.
Po 2. WSZYSTKO JEST PROSTE JEŚLI CZEGOŚ MOCNO CHCESZ.
Po 3. SKORO WSZYSTKO JEST ŁATWE, PROSTE I OSIĄGALNE- WSTAWAJ Z KANAPY I ZDOBYWAJ SWOJE SZCZYTY!!!!



Więc. Pierwsze pytanie.
Jak to się stało, że wyjechałam do Stanów?


Przez przypadek. Tak jak kiedyś pisałam- nigdy nie miałam tego w planach, nigdy nie miałam w marzeniach, nawet o tym nie myślałam.
Mieszkałam w Warszawie. Warszawa to miasto możliwości. I darmowych wystaw, koncertów, spotkań tematycznych, darmowych szkoleń samorozwojowych, meetingów itd. A ja jestem żądna wiedzy i na takie spotkania chadzam. I tak trafiłam z moim kolegą na spotkanie CCUSA, którzy opowiadali jak pojechać do Stanów ze studencką wizą J1. Czyli prace na różnych campach i program work&travel, ale o tym na pewno słyszeliście. Przypadkiem poszłam, nie wzięłam tego mocno do serca bo wiedziałam, że nie ma na tym zarobku, a miałam dobrą i fajną pracę na siłowni. Ale ostatniego dnia składania aplikacji, coś kazało mi zadzwonić do mojej koordynatorki z CCUSA i zdecydować, że chcę jechać. To był impuls. Absolutnie nieprzemyślana decyzja. Zwolniłam się z pracy, wyprowadziłam do Siedlec, pisałam pracę magisterską i powoli planowałam jak zdobyć amerykański światek. Nadszedł dzień- wyjechałam.




Drugie pytanie.
Z kim pojechałam, kto mi pomógł, na kogo mogłam liczyć.




Otóż, sama, nikt, na nikogo. Moje pierwsze 40 godzin od momentu wyjechania z domu do momentu dotarcia na camp, było straszne. Dużo nieprzewidzianych wydatków, dodatkowe opłaty na lotnisku, taksówkarz złodziej, dotarcie do NY  i próba dotarcia na nocleg wieczorem i w deszcz, rano z powrotem do NY Airport i lot do Miami. W Miami kilka godzin czekania, trzy godziny w autobusie, i dopiero tam zostałam odebrana przez szefową campu. Głodna, zła, zdezorientowana zmianą języka i czasu, zdenerwowana wydaną gotówką, bez kontaktu ze światem bo to już przecież ameryka a karta polska Orange.. Miałam nadzieję, że pomimo później pory na campie mnie nakarmią i pokażą łóżko. Ale zaprowadzili mnie na... szkolenie gdzie było ponad 60 osób teamu i od razu prosto z mostu kazali mi sie przedstawić i powiedzieć coś o sobie. Nawet jak to wspominam podskakuje mi ciśnienie, ale wiesz co? Przeżyłam to. Więc jestem silna. Pokonałam każdą przeszkodę. Więc wiem, że mogę. Przekroczyłam własne granice. Więc wiem, że nie ma rzeczy nieosiągalnych,
Nikt nie mówił, że będzie prosto, ale ja sama porwałam się z małą motyczką na wielki odległy księżyc.
Potem było już tylko lepiej i lepiej, bo to początki zawsze są trudne,
I jak tak teraz myśle, może to dobrze, że na początku upadłam, że byłam bliska poddania się.
Dlatego, że dzisiaj wiem, że nie poddałam się. A następnego dnia wstałam silniejsza, bardziej zmotywowana, z wiedzą, że JA naprawdę mogę, i NIKT nie zrobi za mnie tego co do mnie należy.
Wiedziałam, że w walce o MOJE szczęśćie stanę tylko JA. Więc od tej pory stałam tylko z podniesioną głową.


PS. Później okazało się, że na campie mogę liczyć na wszystkich. Ludzie byli uroczy, iśćie amerykanscy, przyjaźni, zafascynowani sportami wodnymi itd cud miód. Jedyne co mnie denerowało to fakt, że mówili o mnie sweet and cute. No kto jak kto ale nie ja:D:D




Trzecie pytanie.
Jak znalazłam ekipe do podróżowania?


To tak naprawdę bardzo proste. Na facebooku mieliśmy wszyscy grupę. wszyscy, którzy w tym samym roku wyjechali do Stanów w tym samym celu, czyli wszyscy ludzie campowi i work&travelowi. Na tej grupie odpowiednio wcześnie zamieściłam ogłoszenie w jakich datach będę podróżować i co chcę zobaczyć, i że do tego celu potrzebuję 3-4 osób. Czemu tyle? Bo w tyle wynajmuje się samochód żeby było to opłacalne.
Bóg dał, że ludzie, którzy się do mnie zgłosili byli zajebiści i wspólnie tworząc czterosobową grupę na facebooku ustalaliśmy co chcemy zwiedzać, w jakiej kolejności, czym jeździć, gdzie spać itd. Wszystko co zobaczyliśmy było w naszym pierwotnym planie. Staraliśmy się go układać tak żeby było dobrze skomunikowane i żeby zawarły się tam główne punkty. I wiecie co? Tak naprawdę to my się nawet nie pokłóciliśmy. Bywało różnie, spaliśmy i w namiocie i w Mariottcie, i nawet raz w samochodzie jak w namiocie było za zimno, ale się nie pokłóciłyśmy. 3 laski, 1 chłopak. Każda z nas miała okres, więc była nieznośna, każda miewała humory, ja też jak się budzę to nie jestem za szczęsliwa o czym nawet moja mama wspomina w listach (:D) ale stworzyliśmy taką małą rodzinkę, w której każdy mógł być sobą i było naprawdę super!
Nie ma na to recepty. Po prostu trzeba mieć szczęście i trafić na takich ludzi, którzy patrzyliby w tym samym kierunku:** <3
Ewela Karola Piotr <3 <3 <3



Czwarte pytanie
Skąd samochód i dlaczego to wszytko tak dobrze zorganizowane?



No niekonicznie, po prostu na zdjęciach nie widać podknięć. Ale to oczywiste, że były bo każdy z nas był w Ameryce po raz pierwszy. Największym naszym błędem było wypożyczanie samochodu. Bez karty kredytowej (a nie debetowej) i poniżej 25 roku życia może być trudniej dlatego trzeba mieć oczy dookoła głowy. My po kilku godzinach kombinowania wypożyczyliśmy samochód już na naprawdę maksymalnym farcie zajebistej klasy i o zajebistym standardzie, ale zamiast 350 $ zapłaciliśmy 1100$. Bolało, ale byliśmy szczęśliwy bo gdyby nie uprzejmość jednego pracownika, bylibyśmy głęboko poniżej kręgosłupa. Ale się udało i byliśmy szczęśliwi. Wsiedliśmy i pojechaliśmy do SF. Zanim dojechaliśmy zdążyły zejść z nas emocje.


Nigdy nikomu nie pozwalałam organizować swojego czasu i swoich podróży. Jeden jedyny raz zaufałam innej paczce, która już notabene moją paczką nie jest i nie będzie, i umówiłam się z nimi na wspólne nocowanie w NYC. Wiadomo obniżenie kosztów, wspólne zwiedzanie, same plusy. Skończyło sie na tym, że oni nie przyjechali a ja prawie 5h zapłakana na lotnisku próbowałam ogarnąć jakiś motel za cenę niższą niż moja dwumiesięczna wypłata. Ale znalazłam. I nie chcecie wiedzieć z jakim impetem wstałam z tego doła. Z przysłowiowym przytupem :)
Następnego dnia od świtu latałam już po Nowym Jorku i zdobywałam kolejne miejsca z uśmiechem na ustach.


Zawsze jest tak że jak czegoś nie wiesz z praktyki jest ciężej. Nie wszystko da się wygooglować, nie wszystko zrozumiesz kiedy ktoś Ci tłumaczy, nie zawsze chcesz zapytać o radę!
Bylismy sami z naszą podróżą i tak naprawdę chcieliśmy być bo była ona taka nasza własna.
I naprawdę miałam świetnych ludzi do stawiania czoła przeszkodom.
Nie znaliśmy się.
A teraz chcemy dalej zdobywać świat razem.


Więc jeżeli chodzi o rzeczy niemożliwe- to ich nie ma.
Jeżeli chodzi o bariery- to są tylko w Twojej głowie.
Jeżeli chodzi o trudności- większość kłód podrzucamy sobie sami.
To co dajesz, wraca.
Zawsze w to wierzyłam i będę wierzyć.
Nie sądzę, że spotkanie tych ludzi było przypadkiem.
Nie sądzę, że przeciwności, które były, były bezcelowe.
Nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny.
Słyszałeś taki slogan? Jest prawdziwy.
Ten który ułożył Twój scenariusz, czy w Niego wierzysz czy nie, wie co robi.
Ja Mu przyklaskuję, a On mi zsyła swoje łaski.



Tyle na dzisiaj.
Byłam zdobyłam wróciłam.
Nieplanowany post.
Kolejny o Las Vegas więc nie zgub.

Rozdział XI- Yosemite National Park w obiektywie :)




Cześć :)
Dobrze, że nie zostało mi już dużo tych postów do napiasania, bo po liczbie osób które to czyta, wnioskuję, że już macie dość moich wojaży! :( :( 

PS. Za kilka dni się bronię. 
Tak, właśnie dlatego częściej patrzę się w sufit, rozwiązuje rebusy i pisze posty :D




Więc...

Yosemite National Park był naszym drugim miejscem na mapie miejsc do zobaczenia. Przyjechaliśmy tu z San Francisco, więc po szaleństwie w dużym mieście, szukaliśmy wyciszenia na łonie natury. Znaleźliśmy :) 

Park Narodowy Yosemite położony jest w środkowej Kalifornii na zachodnich zboczach gór Sierra Nevada. Góry te widzieliśmy przez całą drogę do parku i cały czas były przez nas obfotografywane ;)
Park zajmujący powierzchnie niewiele ponad 3 tysiące km2 jest odwiedzany corocznie przez ponad 3,5 miliona turystów z całego świata. Dlaczego aż tyle? Ano dlatego, że park został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO! Co zachwyca? Fakt, że aż 95% terenu nigdy nie zostało przekształcone przez człowieka! To co widzimy, to zasługa matki ziemii. I tak, najbardziej rzucające się w oczy w wielu miejscach to granitowe urwiska, wodospady, potoki, skupiska sekwoi. Do parku sekwoi jednak wjechac nie można, a wodospady w różnych porach roku są wyschnięte. I tak było teraz. Z niedowierzania przecierałam oczy, że ten wodospad, który tak bardzo chciałam zobaczyc, jest.. ale go nie ma! :D

Po parku biega wiele zwierzątek, w tym wiewióry, które bardzo lubią byc obfotografowywane :) Oprócz nich, jest około 160 gatunków zagrożonych zwierzaków i całe mnóstwo zwierzaków np. miśków, które można spotkać na trasie. 

Najsłynniejszą wioską jest Dolina Yosemitte, i tam właśnie się zatrzymaliśmy. 
Spaliśmy w... szałasie? Namiocie wojskowym? Namiocie gorszym niż wojskowym ale lepszym niż pielgrzymkowym? Nie wiem co to było, ale było śmiesznie i zimno:D Camp miał wdzięczną nazwę Housekeeping Camp, pomimo że housekeepingu to on nie widział. Za drzwi mieliśmy kotarę. A za lodówkę- blaszaną skrzynię zamykaną na kłódkę zabezpieczającą nas przed odwiedzinami niedźwiedzia:D Jakkolwiek to nie brzmi i jakkolwiek nie byliśmy przerażeni na początku- było super!

Nocleg w Yosemite był dla nas prowokacją do wypicia sake. I to nawet nie ze względu na jej (dla mnie wątpliwe) walory smakowe, ale ze wzgledu na fakt, iż 3 ubrane swetry, leginsy, dżinsy i koc to było za mało! Sake jak to sake, dało rade, rozgrzało na tyle że można było pograć w karty  na naszym zacnym "tarasie" ! :)


Następnego dnia rano kiedy się obudziliśmy, stwierdzilismy, że w nocy nie było aż tak źle i nikt z nas nie zamienił się w bałwana. A kiedy wszyscy zaczęli pakować manatki do samochodu, ja wymknęłam sie porobić zdjęcia!:D Niesamowite wyczucie czasu, bo kiedy wróciłam wszystko było gotowe:D No ale w końcu to Wakuła:D

W dalszą drogę wyruszyliśmy z uśmiechami na twarzy, bo nie dość, że wyjeżdzaliśmy z pięknego parku, to wiedzieliśmy, że miejsce do którego jedziemy przywita nas piękną pogodą, świetną atmosferą i wprowadzi w stan bankructwa. Tak... Zmierzaliśmy do LAS VEGAS!! 


A tutaj zdjęcia z Yosemite.
Jest dużo. Bo mogę i bo mam :D
Ale tak naprawdę, bo było tam tak cudownie, że nie wiedziałam co wstawić a co nie, więc jest dużo:)
Na początku zdjęcia z drogi z telefonu. Potem się rozkręcają:)
Ładnie?

Buźka, miłego wieczoru :*
Ps. Może napiszę kolejny post ;p Zobaczę jak będziesz się sprawował Drogi Czytelniku :P












To zdjęcie powinno być bliżej końca. Zrobiłam je w drodze do Las Vegas. To moi drodzy jest Pustynia Mojave.
Miejsce gdzie powstało moje profilowe :D








Selfi. Widzisz? Widzisz?:)








Nasz Mariott!























Nasze skromne autko! ;)))


Moje niezastąpione profilowe! Pustynia Mojave!

Wydało się, że Wakuła to wariatka!






W tyle Pustynia Mojave. Na GPSie- Las Vegas!!