sobota, 10 października 2015

Rozdział X- San Francisco






Cześć:)

Jestem w Polsce. I muszę przyznać, że już dawno nie byłąm tak leniwa jak jestem teraz. Życie w tej jesiennej aurze mnie zauracza jeśli patrzę na piękna okoliczności przyrody, ale jeśli siedzę w domu- to zawsze z kawą/ herbatą, książką/gazetą/filmem/wszystkim-tylko-nie-notatkami. Dnie robią się coraz bardziej krótkie, prawda? Też to odczuwam. Po "Pierwszej Miłości" jestem gotowa do snu:D
Ale koniec tego! Już dłużej nie mogę bo rozniosę chałupę! <być może fakt, że w soboty nie ma Pierwszej Milości, sprowokował mnie do pisania:D>



To co dzisiaj Wam napisze będzie dotyczyło San Francisco. Co zwiedzać, jak zwiedzać, co robiłam, czego nie robiłam, jak żyłam. Turystyczny post? Tak. Będą zdjęcia? Będą:D Na laptopie blondynka Karolinka sobie poradzi :D



Więc- San Francisco. To był mój pierwszy punkt na mapie stricte turystyczny i miejsce, gdzie spotkałam w końcu swoich towarzyszy doli i niedoli, z którymi miałam spędzić kolejne 15 dni (buziaczki, buziaczki, buziaaaaaaczki Misiaczki :***).
O SF wszyscy mówili mi, że to miejsce, w którym zakocham się "od ręki", że będę chciała tu wrócić, i w ogóle jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w USA. Hmm... 


Co o SF powie wujek google? 

Po pierwsze, liczbę jego ludności można porównać do Krakowa, nie przekracza nawet miliona, i tutaj musze przyznać, w porównaniu do np Los Angeles, San Francisco można zwiedzać na spokojnie, na piechotkę, bez nerwów. Po drugie, jest malowniczo położony, a z trzech stron otoczony jest wodą (Ocean Spokojny i akwen Zatoki San Francisco). A po trzecie, co naprawdę widać, miasto jest czyste, nowe (obdudowane po trzęsieniu ziemi w XXw), i ma w sobie COŚ- to coś, co powinna mieć idealna dziewczyna, nikt nie wie co to jest, ale powinna to mieć:) To miasto to miało :)

Nie zauroczyło mnie aż tak, albo inaczej- nie na tyle na ile włożyłam w nie nadziei. Było strasznie zimno. Dopiero co przyleciałam z Florydy, gdzie 38 stopni to była codziennośc, a w SF deszcz, wiatr, słońce-  raz wychodziło, raz chowało się na dobre, mgła utrudniająca widoczność, wariactwo! Ale przezyłam w tych swoich szortach na tle ludzi w kozaczkach i stylowych czapach! 
Bo to przecież JA- Polka Z Miami! :D





Co jest najlepsze w SF? 

Dla mnie Alcatraz. Żadna inna atrakcja nie jest w stanie zabrac tego pierwszego miejsca staremu, opuszczonemu więzieniu. Jest magiczne, położone na wyspie zaledwie kilka mil od SF. Wyspa nazywana jest z hiszpańskiego Wyspą Głuptaków, z angielskiego Skałą (The Rock), najczęściej jednak nazywa się ją po prostu Alcatraz. Jak to wygląda? Płyniesz tam może z 7 min statkiem, a widzisz taaaaaką panorame na całe SF, że nie chcesz wracać! Od pierwszych chwil kiedy decydujesz się na Alcatraz, nie żałujesz, a popadasz w zachwyt! Więzienie o którym mowa działało od lat 60 i miało opinię najcięższego w całym USA. Niektóre źródła podają je jako najcięższe na całym świecie. Na trzech więźniów przypadał jeden strażnik. Nikt z niego nigdy nie uciekł! Nikt. Nigdy. A próbowano :D W ciągu 29 lat funkcjonowania odnotowano 14 prób ucieczek.  Sześciu uciekinierów zastrzelono, dwóch ujęto, pięciu nie odnaleziono, pozostałych złapano. To co większośc wie o Alcatraz, to fakt, że swój wyrok odsiadywał tu Al Capone, król nielegalnego alkoholu. Ciekawostka? W 2012 o Alcatraz powstał jednosezonowy serial o tym samym tytule. Planuję obejrzeć, jak obejrzę dam znać czy warto:) Jeśli skusisz sie pierwszy- Ty daj znać:)

















Ok. Ruszyłam w końcu dupsko i byłam na basenie :D Pora kontynuować nasza relację o SF.



Kolejnym, bezapelacyjnie koniecznym do zobaczenia punktem jest Golden Gate Brigde. Co prawda ja za dnia ten most widziałam tylko z wyspy Alcatrazu, ale jest faktycznie uroczy i faktycznie wielki. Nocą prezentuje się całkiem całkiem, chociaż nie ma opcji żeby go dobrze sfotografować (przynajmniej nie ja:D). Największą frajdę sprawił mi kiedy 3 dni po powrocie do Polski widziałam go w filmie "Praktykant" i mogłam pomysleć, że tak- byłam tam:D Ten wiszący most o polskiej nazwie "Złota Brama, został wybudowany w latach 30. i od momentu jego otwarcia przejechało po nim około 1,6 miliarda pojazdów, a ponieważ jest płatny zarobił na siebie około miliarda dolarów. Tym, którzy chcą pojechać w moje ślady radzę pośpiech, ponieważ most przeżyje jeszcze jakieś 200 lat. I to o czym dowiedziałam się na miejscu. Z czego słynie Golden Gate Moi Drodzy? Bynajmniej nie z tego, że jest jednym z najwyższych mostów na świecie! Ale z liczby samobójców! :D Nie ma się z czego śmiać-  do tej pory z GG skoczyło już ponas 2 tysiące samobójców, z czego ponad 1,5 tys zmarło. 



Jeśli już przy mostach jesteśmy. Drugim słynnym jest Bay Bridge. Jest ważniejszym węzłem komunikacyjnym, ma dwupoziomową kładkę, a dodatkowo przejeżdża nim metro. Pomimo, że nie jest tak uroczy (podobno- mi i tak się podobał:D) jak GG, to liczy aż 7 kilometrów i nie kusi samobójców:D


Co jeszcze w SF jest godne uwagi?




- Golden Gate Park- jeden z najczęsciej odwiedzanych parków w USA, zaraz po nowojorskim Central Parku i chicagowskim Lincoln Parku. Jest ładny. I nic więcej o nim nie powiem jako że miałam problemy lotnicze nie zdążyłam go zobaczyć. Ale co ważniejsze, przeżyłam awarie samolotu :D


- Lombart Street.- najbardziej pokręcona ulica na świecie.




- punkt widokowy Coit Tover co by panoramke sobie zobaczyć :) Wieża ta powstała dzięki bogatej fance miasta. W swoim testamencie, oddając cały majątek miastu, napisała: "Wydajcie pieniądze w odpowiedni sposób w celu upiększenia miasta- miasta, które zawsze kochałam". No i od jej nazwiska nazwano wieżę, którą za jej pieniądze wybudowano :) Wstep na wieżę to tylko 8 dolarów. I wjeżdza się windą :D











- Chinatown- w SF  bardzo urokliwe i bardzo chińskie. O wiele lepsze niż w Nowym Yorku czy Los Angeles. Chinatown rozpoczyna pokaźna brama wjazdowa. Idealna pora zwiedzania chinatown to pora lunchowa :D W chinatown warto też kupować wszystkie pamiątki i pocztówki, ponieważ są naprawdę znacząco tańsze.








- Symbol SF- Tramwaje linowe. Przejażdżka tą małą kolejką, która, nie mam pojęcia jakim cudem jeździ po tych górach i dołach, na tych zakrętach, wśród tych korków itd, kosztuje 7 dolarów. Jednak będącc w SF trzeba to zrobić, nawet w deszczu (jak my), w największe korki (jak my), i prawie o zmierzchu (no oczywiscie jak my). Naprawdę byłam zaskoczona jak te tramwaje dają radę jeździć i okazało się, że pod torowiskiem ukryta jest lina, która ciągle jest w ruchu. Jeśli wagon chwyci się liny- jedzie, jeśli ją puści- staje. Tyle, że cały wagon napędzany jest siłą rąk ludzkich więc i tak jest ciężko. Cóż, watpliwa przyjemność jazdy w deszczu w zatłoczonym wagonie, ale atrakcja zaliczona. 





- Muzeum Starych Maszyn do Gier- odkryłam przez przypadek a naprawde frajda :)





No i to tak naprawdę tyle. Szczerze powiedziawszy, SF zwiedziłam w ciągu jednego dnia łażąc do wczesnego rana do później nocy. Ciężko było ponieważ cały dzień albo pod górkę albo z górki. Ma to urok, szczególnie na zdjęciach, bo w realu to ciężki trening :D Pogoda zdecydowanie nie była moim sprzymierzencem i wystraszyła mnie na całą podróż, Później było już tylko lepiej, ale myślę, że to raczej przez pogodę nie zdążyłam zakochać się w SF. Mimo to, uważam, że jest magiczny. Ma to COŚ. Do zakochania mnie nie sprowokował, ale zauroczyć się można :)







I koniec. Mam nadzieję, że spodobał Ci się ten jeden dzień w SF spędzony razem ze mną. 
Że poczułeś sie jakbyś tam był. A może byłeś? A może będziesz?:)
Jak coś, to pytaj. Może nawet coś dopowiem:D


Strasznie jestem dumna, że po tygodniu takiego lenistwa, że aż mięśnie bolą, wstałam od łóżka do biurka i napisałam tego posta. Jak sie rozkręcę to może nawet poucze się do obrony:D 
Pewnie nie, ale nadzieja umiera ostatnia:D
Dobranoc :*







Moja najlepsza ekipa :*







Dobranoc. Sweet dreams <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz