piątek, 3 lipca 2015

Rozdział I - Wiezienie

Tytuł posta można przyjąć dosłownie. Od środy pracuje w wiezieniu :) Jest to oczywiście camp dla bogatych amerykańskich dzieciaków, które uczą się windsurfingu, nurkowania i innych ciekawych rzeczy niedostępnych dla nas, ale zasady są tu tak restrykcyjne jak w wiezieniu. Ale po kolei...

O podroży...

Przyjazd do Big Pine Key, malej miejscowości oddalonej od Miami o 3,5h drogi autobusem był nieco wyczerpujący. Prawie 40h w drodze niewyspana, nienakarmiona, nieprzyzwyczajona do języka i zmiany strefy czasowej, załamana cenami taksówek i autobusów, zestresowana lotami, kontrolami wizowymi, sama na końcu świata... Warszawa- Berlin- Nowy Jork-Miami- Big Pine Key. Dojechałam, od tej pory miało być już tylko lepiej. Cóż, nie było :)

O campie...

Żandarm.  To dobre słowo, które określa reguły, które panują na moim campie. Gdyby ktoś nie wiedział to przyjechałam tu pracować w jakże zacnym zawodzie housekeeping. Nie ma w tym żadnego wstydu bo po pierwsze zarabiam, a po drugie umożliwiam sobie zwiedzanie Stanów. Moj dzień zaczyna się o 7:30 od śniadania, potem praca, lunch, praca, kolacja i praca. Dzień kończy się około 22. Fajnie? Tak, mi tez się podoba. Tak, to ironia :)
Jeśli nie ma wolnego- nie mogę wyjść z campu. Jeśli nie jestem głodna- nie mogę odpuścić posiłku. Jeśli chce mi się płakać, mogę się rozpłakać- i tak to nic nie zmieni. W sumie pisze to z przekąsem bo już przestałam się tym przejmować. To tylko praca, a po niej mam piękne plany :) Ludzie tutaj są naprawdę zakochani w tym co robią i wierzą w idee. Kochaja dzieciaki, chociaż nie są one wzorem niewinności. Biorąc pod uwagę fakt, ze nasze polskie dzieciaki powoli upodabniają się do amerykańskich, i tak nie jesteście w stanie wyobrazić sobie tych głośnych dzieciaków. Z drugiej strony sa bardzo pewne siebie i umieją fajnie wypowiadać się na forum. Jeśli dzieciak jest cichy może to znaczyć ze ma problemy w domu i coś na pewno dzieje się źle. I nigdy, pod zadnym pozorem, nie można zostać z dzieciakiem sam na sam. Choćby się waliło i paliło, nigdy! Dzieciaki są wrażliwe i łatwo się przywiązują a nikt nie chce tu być oskarżony o coś czego nie zrobił. Do tego stopnia, ze nie można z dzieciakiem zrobić zdjęcia. W sumie to nienajgorsza polityka:)
W moim campie jest dwoje polaków (dwie osoby, które siadają i ironizują :D), dwie dominikanki i meksykanka, z którymi jestem w pokoju (są w porządku, ale mówią po hiszpańsku :D) i chinka (straszna różnica kulturowa! Jak mnie jeszcze bardziej wkurzy to zrobię o niej osobnego posta:D).  Jest jeszcze kilka innych narodowości, ale przeważają amerykanie, którzy są opiekunami i instruktorami dzieciaków. Fajniejsi lub mniej fajni, ale generalnie na plus! :)

O ludziach...

Ludzie w Stanach naprawdę są przeuroczy i to nie jest ironia! Sa kochani i odnoszą się do wszystkich z szacunkiem. Jak tu przyjechałam i zaczęłam pracować na słońcu, od razu zrobiłam się czerwona jak burak wiec wzięli mnie do biura żebym posiedziała przy klimatyzacji i dali wodę z lodem :) To było mile! Przed chwila w sklepie byłam sweet heart, a jak jechałam tu rowerem (jestem w bibliotece) to każdy po drodze mi machał. Bez względu na to czy to pieszy, biegaczka czy facet w tirze, każdy! Generalnie ludzie tutaj chcą ci pomoc,  a jeśli nie zawsze to jak zrobisz słodkie oczy kota ze Shreka- masz ich! ;)

Co widzę?

Kilka rzeczy jest denerwujących. Nie zawsze wszystko może być super na sto procent. I na pierwszym miejscu mojej listy są niestety komary! One się we mnie zakochały i zjadają mnie kawałek po kawałku! Mowie im i proszę ładnie żeby przestały ale lecą do mnie jak narkoman do działki ;D
Po drugie ceny w sklepach. No nie dość ze drogo to jeszcze ceny podane są bez podatku. A ja jakoś do dzisiaj nie wiem jaki podatek ma dany produkt, i tak kupuje jak ciele co popadnie licząc ze przy kasie się nie rozpłacze :D
Kocham jednodolarówki, mogę trzymać 20 dolców w jednodolarówkach i czuje się jakbym miała tysiaka z tym małym plikiem banknotów :D
Zachody słońca są tu obłędne! Nie  było jeszcze dnia żeby mnie nie zauroczył. Każdego dnia chce wyjąć aparat i zrobić zdjęcie, ale czasem po prostu wole patrzeć, nacieszyć się, uśmiechnąć, zapamiętać i utrwalić w głowie.


Generalnie jest dobrze, naprawdę dobrze. Wiem po co tu przyjechałam i jaka mam misje. Pamiętam o sobie. Siadam, biorę oddech, patrze na wodę, uśmiecham się i wciąż nie dowierzam gdzie jestem. Boże, przecież to Floryda! Ja nawet nie myślałam, nawet nie marzyłam i nie planowałam tu przyjeżdżać! Ale jestem! I jak, jak mogłabym nie być szczęśliwa wobec tego wszystkiego co dostaje? Nie mogę! I tak, jestem szczęśliwa. Pokonuje przeszkody, marudzę sobie, i idę dalej, bo tak było i będzie, podnoszę się i idę dalej. Mknę bo dużo przede mną. Jakie plany? Miami, Los Angeles, Las Vegas, Grand Canyon, Hollywood, Nowy Jork. Czy to nie brzmi jak marzenie? Tak, mój amerykański sen. Polka w Miami <3

Dziękuję jeśli ktoś dotarł do końca posta, wiem, ze to nie lada wyczyn, jesteś wielki! Jeśli tu dotarłeś zostaw komentarz, powiedz czego chciałbyś się dowiedzieć, może będę mogła na to odpowiedzieć:) I dziękuje, naprawdę dziękuje, ze mam do kogo pisać te posty. Ze pomimo tego, ze ciągle wyjeżdżam, nie ma mnie w Polsce, nie mam za dużo czasu, wciąż mam garstkę ludzi, która mnie wspiera i czeka:) DZIĘKUJĘ! Jestem myślami z Wami, i będę:) Kocham :*

Ps. Wczoraj jak jechałam po amerykański nip, w końcu wypiłam mrożona kawę. Wspaniałość! Co prawda to nie to samo co robi mi Szlaska <3 ale i tak mordka mi się cieszyła :)



7 komentarzy:

  1. Ja przeczytałam i Cię dopinguję <3 Trzymaj się serce <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Odwazna jestes Karola :* super !!! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Klaudia Buzińska3 lipca 2015 11:09

    my też w tym roku lecimy z chłopakiem :) będziemy w miami pod koniec lipca. fajnie będzie mieć świadomość, ze jest ktoś znajomy o kilka kilometrów dalej! :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Karolinka, jesteś WIEEEEEEEELKA, cieszymy się, trzymamy kciuki, podziwiamy, pozdrawiamy cieplutko i czekamy na więcej ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak naprawdę nie wiele osób ma odwagę podjąć taką decyzję żeby jechać samemu na koniec świata także powodzenia dalej Karola , rób kocie oczka i będzie dobrze, dasz rade ! :) zazdroszczę Ci tej "przygody" bo będziesz miała co wspominać i dobre chwile będą ważniejsze niż ten trud przetrwania !! :) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuje za te słowa! Ludzie tacy jak Wy to jak miód na zranione serce 💜 to coś znacznie lepszego!

    OdpowiedzUsuń
  7. 29 yr old Associate Professor Jilly Franzonetti, hailing from Alexandria enjoys watching movies like Princess and the Pony and Puzzles. Took a trip to Historic City of Meknes and drives a Ferrari 410 Sport. jej odpowiedz

    OdpowiedzUsuń